Polska

Wpływ epidemii na polską gospodarkę

Koronawirus może doprowadzić do zmian w polskim budżecie, gdyż ewentualnie jego rozprzestrzenianie się na terenie Polski może doprowadzić do wyhamowania nieomal całej gospodarki. Aby temu przeciwdziałać rząd, ma możliwość zawieszenia reguły wydatkowej. Wśród ekonomistów rozgorzała nawet dyskusja, czy polska gospodarka potrzebuje wsparcia publicznego, a jeśli tak, to czy ma sens luzowanie reguł fiskalnych. Eksperci podzielili się tu zasadniczo na dwa obozy:

  • Pierwszy – który uważa, że stymulacja ze strony państwa nie ma sensu – wskazuje, że i tak obecna reguła wydatkowa jest skonstruowana w taki sposób, że rząd będzie mieć większe pole manewru w przypadku pojawienia się spowolnienia gospodarczego.
  • Drugi z kolei uważa, że lepiej zapobiegać niż leczyć, więc działać należy już teraz, bez oglądania się na faktyczne spowolnienie. Szczególnie że na gospodarkę wpływ może mieć rozwijająca się epidemia koronawirusa, której skutki trudno jeszcze przewidzieć.

Obie strony sprzeczają się także, gdzie dodatkowe fundusze publiczne powinny zostać ulokowane. Zdaniem pierwszego obozu, problemy mogą pojawić się przede wszystkim z podażą, dlatego rząd powinien przede wszystkim wspierać płynność finansową firm. Trzeba odnotować też, iż spowolnienie gospodarcze zaczęło się wcześniej niż epidemia choroby Covid-19. Są ekonomiści, którzy widzą główną przyczynę nadciągającego kryzysu w niepewności regulacyjnej i niesprzyjającym otoczeniu biznesowym. Jako przykład podają prędkość, z jaką wprowadzano podatek cukrowy. Wydaje się jednak, że to chybiona diagnoza z podtekstem  politycznym. i tacy, którzy zwracają uwagę na to, iż oprócz podaży, zmniejszy się także popyt. Uważają oni, iż wizja budżetu zrównoważonego i oszczędzanie w czasach kryzysu i ogromnych potrzeb inwestycyjnych nie ma sensu. Zwłaszcza, że inwestycji wymagają m.in. drogi, koleje, edukacja, czy nauka.

Obowiązująca obecnie Stabilizująca Reguła Wydatkowa (SRW) zastąpiła wcześniejszą tzw. tymczasową regułę wydatkową. Ma ona w założeniu charakter antycykliczny, co znaczy, że w przypadku szybszego wzrostu wydatki publiczne mają rosnąć wolniej, jednak w czasach spowolnienie można je zwiększyć. Jej celem jest równoważenie finansów publicznych i ograniczenie deficytu tego sektora.

Komisja Europejska ogłosiła powołanie Funduszu Inwestycyjnego w związku z koronawirusem. Pieniądze pochodzą z funduszy strukturalnych. Na walkę z epidemią UE przeznaczy 25 mld euro. Decyzję w tej sprawie na specjalnej konferencji prasowej ogłosiła Ursula von der Leyer – szefowa Komisji Europejskiej. Pieniądze z funduszu zostaną przeznaczone na wsparcie systemów opieki zdrowotnej, małych i średnich przedsiębiorców oraz pomoc na rynku pracy.W pierwszej kolejności uruchomione zostanie 7,5 mld euro na walkę z koronawirusem. Chodzi o ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa.

Komisja UE zapowiedziała, iż każdego dnia będą odbywać się telekonferencje z ministrami zdrowia państw UE lub spraw wewnętrznych. Chce ocenić i  zadbać o dostęp do sprzętu medycznego (chodzi głównie o respiratory i maseczki) i w tym celu dokona analizy potrzeb i zaproponuje inicjatywy, mające na celu zapobieganie niedoborom. Przywódcy krajów UE podkreślili także konieczność zintensyfikowania badań nad znalezieniem szczepionki. Unia Europejska zabezwpieczyłą już w unijnych funduszach na ten cel 140 mln euro. Możliwa będzie także pomoc publiczna dla firm, które ponoszą straty związane z epidemia.

Miliard euro dla Polski na walkę z koronawirusem. Taka decyzja zapadła 11 marca po telekonferencji Ursuli von der Leyen, przewodniczącej KE z szefami państw i rządów (pierwsza transza, którą unijne kraje będą mogły od razu uruchomić, wyniesie 7,5 mld. euro – to pieniądze z niewydanych przez kraje UE zaliczek na projekty finansowane z funduszy strukturalnych to z nich miliard euro przypadnie Polsce. Środki pochodzą z niewydanej zaliczki, którą nasz kraj jaką otrzymał on z Brukseli w 2019 roku. Gdyby KE nie podjęła decyzji o uruchomieniu transzy, polski rząd musiałaby w maju tego roku zwrócić niewydane środki. W związku z nadzwyczajną sytuacją spowodowaną koronawirusem Polska będzie mogła zatrzymać pieniądze i wydać je na walkę z epidemią . Pieniądze Polska będzie mogła teraz wydać, aby złagodzić wpływ koronawirusa na gospodarkę. Przede wszystkim na wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw, wzmocnienie systemu opieki zdrowotnej oraz na działania na rynku pracy.

Polski Ministerstwo Finansów pracuje nad zmianami w prawie, by w walce z epidemią koronawirusa łatwiej korzystać z pieniędzy pozabudżetowych. Informował o tym 11 marca br. wiceminister finansów Tomasz Robaczyński podczas posiedzenia sejmowej Komisji Finansów Publicznych. która zajmowała się poprawkami do budżetu na 2020 r. Wiceminister wskazał, że zgodnie ze specustawą o koronawirusie rząd ma prawo przenosić pieniądze między wszystkimi częściami i działami budżetu państwa z przeznaczeniem na walkę z epidemią. Tym samym budżet został naiejako “upłynniony”. Zaznaczył przy tym, iż rząd pracuje jeszcze nad innymi rozwiązaniami, które “upłynnią” środki pozabudżetowe, które pozostają w nadzorze ministra finansów czy prezesa Rady Ministrów. Oczywiście to nie są wszystkie środki publiczne, ale część takich środków jest także w nadzorze poza budżetem u prezesa Rady Ministrów. W grę wchodzi też jeszcze ewentualna zmiana tej specustawy.

Oczywiście rząd stale monitoruje wydatki. O ile będzie to możliwe, ministerstwo przedstawi też informację na ten temat, choć może ona nie być pełna w związku z tym, iż sytuacja zmienia się dynamicznie. Przygotowywany jest pakiet wydatków np. związany z zasiłkami opiekuńczymi wynikającymi z zamknięcia szkół, czy też pakiet dla przedsiębiorców. Aktualnie są jeszcze takie operacyjne możliwości w budżecie i można przesuwać środki z różnych działów do działu “zdrowie”, czy też innych, właściwych do walki z koronawirusem”.

Przygotowywana przez rząd specustawa pozwala na dosyć płynną realizację budżetu w tym sensie, żeby przesuwać środki z jednego miejsca do drugiego. Z praktyki wynika jednak, iż często dochodzi do sytuacji, kiedy przesunięcia te i zmiana planu finansowego wymagają np. zwołania sejmowej Komisji Finansów Publicznych. To z kolei wymaga czasu, a potrzebne są szybkie działania. Rząd – jak zapowiada – stara się wyłapać wszystkie przeszkody formalne, żeby je pod kątem finansowania zapobiegania rozprzestrzeniania się koronawirusa zminimalizować.

Na dziś nie ma jeszcze mowy o jakiejś konkretnej kwocie, która zostałaby „upłynniona”. Na razie mówi sięotych kwotach, które są dostępne w budżecie i są poza budżetem. Obecnie są przecież jeszcze różne fundusze, które wciąż funkcjonują. Rząd zastanawia się przede wszystkim nad wykorzystaniem tych środków. Patrzymy co się dzieje i przygotowujemy odpowiednie rozwiązania.

Aktualnie uchwalony (14.02.20) przez Sejm budżet na rok 2020 zakłada, że będzie on zrównoważony, czyli że wydatki i dochody państwa będą takie same, po 435,3 mld zł. Założono, że w tym roku PKB w ujęciu realnym wzrośnie o 3,7 proc., inflacja utrzyma się na poziomie 2,5 proc., a wzrost przeciętnego rocznego funduszu wynagrodzeń w gospodarce narodowej oraz emerytur i rent sięgnie nominalnie 6,3 proc. Ministerstwo Finansów zapewnia, że budżet na 2020 r. spełnia kryteria deficytu sektora finansów według metodyki unijnej niższego niż 3 proc. PKB.

Według rządu ustawa przewiduje środki m.in. na: rozszerzony program Rodzina 500 plus (w 2020 r. przeznaczone będzie 39,2 mld zł); tzw. trzynastki dla emerytów i rencistów; podwyższenie zasiłku pielęgnacyjnego od 1 listopada 2019 r. oraz podwyższenie świadczenia pielęgnacyjnego od 1 stycznia 2020 r.; wypłatę 300 zł na każde dziecko w wieku szkolnym, w ramach programu “Dobry start”; wypłatę świadczenia 4000 zł związanego z programem “Za życiem”; program “Mama4+”; waloryzację emerytur i rent od 1 marca 2020 r. na poziomie 103,2 proc. wraz z gwarantowaną minimalną podwyżką 70 zł. Wzrosnąć ma również najniższa emerytura do 1200 zł. Rząd szacuje, że wzrost emerytur kosztować będzie ok. 8,7 mld zł. Wśród wydatków znalazły się także: program “Senior+”; wyższe wydatki na obronę narodową (o ok. 5 mld zł więcej niż w 2019 r.); wzrost płac w budżetówce; inwestycje kolejowe i drogowe; realizacja zadań finansowanych Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych.

Warto przypomnieć, iż obecnie również według Narodowego Banku Polskiego, koronawirus może niekorzystnie wpłynąć na stabilność polskiej gospodarki. W tym roku prognozowane PKB osłabnie do 3,2 proc. i dalej będzie spadać. Z kolei inflacja konsumencka wzrośnie do 3,7 proc. Obecnie Narodowy Bank Polski przedstawił prognozy gospodarcze na najbliższe trzy lata, czyli obniżenie się wzrostu gospodarczego, wzrost inflacji o charakterze przejściowym, w dalszym horyzoncie spadek inflacji. Produkt Krajowy Brutto (PKB) w roku 2020 ma wzrosnąć o 3,2 procent, a nie – jak zakładano w listopadzie – o 3,6 procent. Wg NBP w roku 2021 PKB spadnie do 3,1 procent, zaś w 2022 roku do 3 procent. Jak jednak zauważa Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP – na sytuację gospodarczą wpływ może mieć koronawirus. NBP jednak cały czas wierzy, że obecny scenariusz bazowy (w którym wpływ epidemii na wzrost PKB jest dość ograniczony) jest najbardziej prawdopodobny. “Wzrost PKB w Polsce spowolnił w IV kw. ub.r. kształtując się poniżej oczekiwań z projekcji listopadowej. Osłabienie tempa wzrostu polskiej gospodarki jest w dużej mierze efektem przedłużającego się spowolnienia w głównych gospodarkach europejskich, które negatywnie wpływa na nastroje przedsiębiorców i gospodarstw domowych.W horyzoncie projekcji, przy braku wyraźnego ożywienia w otoczeniu gospodarczym Polski, przewiduje się, że krajowa aktywność gospodarcza będzie nadal utrzymywać się na obniżonym poziomie” – czytamy w raporcie NBP o inflacji.

W tym roku wzrosnąć mają jednak ceny produktów. Według NBP, inflacja konsumencka wyniesie w tym roku nie 2,8 procent, jak zakładano w listopadzie, ale 3,7 procent. W latach następnych będzie spadać do odpowiednio 2,7 procent oraz 2,4 procent. Do wzrostu inflacji przyczyniło się kilka czynników. Poza świńską grypą i niekorzystnymi warunkami meteorologicznymi to także skokowa podwyżka cen energii elektrycznej.
W projekcji listopadowej założyliśmy pewną podwyżkę, ale ta była silniejsza o 12 procent średnio na rachunku, co oczywiście też będzie się przyczyniać do wzrostu CPI, i wreszcie akcyza i wywóz śmieci. “W 2020 r. nastąpi wyraźny wzrost inflacji CPI. Przyczyni się do niego wciąż relatywnie silna, choć słabnąca, presja popytowa, skutki szoku podażowego na rynku żywności, jak również czynniki jednorazowe obejmujące podwyżki cen administrowanych i wzrost stawek podatku akcyzowego na alkohol i wyroby tytoniowe” – czytamy w raporcie NBP. Bank wskazuje również na rosnące ceny mięsa, związane z rozprzestrzeniającym się wirusem Afrykańskiego Pomoru Świń. W efekcie NBP wycofał się z opublikowanej w listopadzie projekcji. (wtedy analitycy twierdzili, że roczna inflacja wyniesie 2,8 proc. Teraz prognoza została podwyższona do 3,7 proc)

Również dwa tygodnie temu na podobny ruch zdecydował się największy polski PKO BP, który podniósł prognozy dotyczące inflacji oraz obciął te, związane ze wzrostem PKB.

Koronawirus daje się coraz bardziej we znaki polskim przedsiębiorcom. Zwłaszcza z branży turystycznej. Jak zapewnia premier Mateusz Morawiecki: “Robimy wszystko, żeby było to w okresie przejściowym, jak najbardziej krótkim. Po to, żeby po tym małym zawahaniu w kilku sektorach – mam nadzieję, że w kilku, kilkunastu, a nie w całej gospodarce – żeby nastąpiło odbicie gospodarcze”. Premier jednocześnie zauważył, że banki centralne wielu krajów odnotowują wpływ epidemii na prognozy gospodarcze. A koronawirus nie napawa optymizmem światowego biznesu. Spadek wzrostu PKB notują Chiny. Z 6 procent w ostatnim kwartale ubiegłego roku do 4 procent w pierwszym kwartale tego roku. Jak na razie trudno jest precyzyjnie przewidzieć skutki wystąpienia światowej epidemii. Na dzisiaj są obarczone bardzo dużym błędem niepowodzenia i mogą być całkowicie nie trafione. Dla przykładu jeszcze parę dni temu cena baryłki ropy wynosiła prawie 50 dolarów, a dzisiaj jest w okolicy 33-34. Czy był ktoś w stanie to przewidzieć? Przyczyną bowiem było nie przewidywane przez nikogo załamanie się rynków ropy po negocjacje OPEC w Wiedniu 6 marca br.. Dodatkowo koronawirus wpływa na spadek popytu na paliwo, a Rosja nie zgodziła się na dalsze ograniczanie wydobycia, zaś Arabia Saudyjska drastycznie obniżyła ceny ropy naftowej.

Bieżący tydzień rozpoczął się przeceną złotego. We wtorek o poranku euro kosztowało 4,31, dolar jest w okolicach 3,80 zł, a frank chodzi po 4,06 zł.
Zapowiada się więc kolejny, nerwowy tydzień na rynkach finansowych, dodatkowo z zapowiedzianym posiedzeniem EBC (12.03.20) i krajową inflacją konsumencką (13.03.20). W ubiegłym tygodniu amerykańska Rezerwa Federalna podczas nadzwyczajnego posiedzenia obniżyła stopy procentowe o 50 pb., w tym stopę funduszy federalnych do poziomu w przedziale 1,00-1,25 proc. Cięcie kosztu pieniądza miało pokazać, że Fed poważnie podchodzi do spraw i chce uspokoić rozchwiany rynek. Ostatecznie jednak, podjęta decyzja bardziej przestraszyła go, niż mu pomogła. Inwestorzy zaczęli spekulować, że FOMC wie coś więcej niż oni o wpływie wirusa na gospodarkę amerykańską. To zaczęło nasilać oczekiwania na dalsze, silne obniżki stóp w USA. Obecnie rynek uwzględnia w cenach obniżkę głównej stopy o 75 pb w marcu i dalszy jej spadek do poziomu 0,00-0,25 proc. w perspektywie końca roku.

Obecnie nastroje europejskich inwestorów są najgorsze od siedmiu lat. Paniczna wyprzedaż aktywów była widoczna na różnych klasach aktywów na rynkach finansowych, jednak najmocniej na cenie traciła ropa oraz akcje spółek wydobywających ten surowiec. Brak porozumienia OPEC+ w sprawie cięcia produkcji ropy oraz związane z tym ogłoszenie Arabii Saudyjskiej o chęci zwiększenia swojego udziału w rynku prowadziły do spadków ropy marki WTI oraz Brent o ponad 30 proc. w skali dnia, do poziomów w pobliżu 30 USD za baryłkę.

Silny odwrót od aktywów ryzykownych widoczny był też na indeksach giełdowych. O około 10 proc. spadał indeks włoski po decyzji o wprowadzeniu ograniczenia w poruszeniu się obywateli (głównie po regionie Lombardii). Wyprzedaż widoczna była również w USA, gdzie krótko po otwarciu doszło do zawieszenia notowań po spadku indeksu S&P 500 o 7.

Niepokój na rynkach finansowych widoczny jest również po notowaniach indeksu VIX (odzwierciedla on oczekiwaną rynkową zmienność i przez niektórych określany jest jako „indeks strachu”), które w “czarny poniedziałek” wzrosły do poziomu najwyższego od 2009 r. Przy tak negatywnych nastrojach rynkowych inwestorzy znowu skierowali swoje zainteresowanie w stronę bezpiecznych aktywów, przede wszystkim obligacji skarbowych. Największym zainteresowaniem cieszyły się uznawane za najbezpieczniejsze papiery amerykańskie.

Udostępnij przez: